Lubię siebie, dlatego poświęcam sobie czas - Admireme

Lubię siebie, dlatego poświęcam sobie czas

Przesyłamy Państwu fragmenty niepublikowanej powieści, napisanej przez pisarkę amatorkę w wolnym, przeznaczonym dla siebie czasie. A co Ty lubisz robić w czasie, który masz zarezerwowany tylko dla siebie? Czytasz, piszesz, słuchasz muzyki, a może gotujesz tworząc ciekawe przepisy kulinarne? Napisz do nas biuro@admireme.pl , chętnie opublikujemy na FB Twój wiersz, opowiadanie, przepis kulinarny, poradę.

Każdy krem, maseczka, czy serum wchłonie się kilka razy efektywniej, jeśli zafundujesz sobie w tym czasie trochę relaksu. Dlatego „Kiedy świat wielki hałasem Cię znuży”, jak śpiewał Andrzej i Eliza, zafunduj sobie czas relaksu i urody - to najlepszy dla Ciebie czas.

…………………………………………………………………………………………………


Jane ma 27 lat, mieszka w Bostonie, rozwija własny biznes w świecie kosmetycznym i jest wielką entuzjastką życia. Lubi spać, nie wstaje skoro świt, ranek wita kawą z ciasteczkiem i książką. Uwielbia spędzać czas sama ze sobą, nigdy się ze sobą nie nudzi i szaleje, gdy tylko siebie jest jej brak – jak śpiewa do gitary w swojej piosence. Mówi otwarcie, że najpiękniejsze, co w życiu ją spotkało to … życie. Musi jednak na co dzień stoczyć heroiczną walkę, żeby tego życia nie stracić, bo jest śmiertelnie chora. Czy pomoże jej w tym niezwykle przystojny multimilioner, który traktuje kobiety przedmiotowo? Nie akceptuje siebie i najgorsze, co go w życiu spotkało to … życie. Jest okazem zdrowia, jednak przeżycie jednego dnia jest dla niego udręką. Cierpi na bezsenność, wstaje przed wschodem słońca, ranek zaczyna od myśli samobójczych, a wolny czas zabija pracą.


…………………………………………………………………………………………………


Rok 2010.
- Nie nazywaj mnie nigdy więcej penisową niedorajdą!
- A kto ma ci to powiedzieć jak nie ja?
- Przyjaźnimy się od dzieciństwa. Czy to do czegoś nie zobowiązuje? – nogi mam tak rozkraczone, że jeszcze chwila, a coś strzeli i się rozerwę.
- Zobowiązuje. Właśnie dlatego drążę temat, bo chcę Ci pomóc. Po co się tak rozciągasz? Przecież to ja mam za dwie godziny występ w operze a nie ty. – Emilly od dwudziestu minut sterczy przy drążku do ćwiczeń i z zegarmistrzowską dokładnością rozgrzewa po kolei każdy mięsień u nóg. Teraz jest na etapie łydek, ale szastanie nogami w niczym nie przypomina nożyc baletowych z „Jeziora łabędziego”. Raczej ruchy wściekłego Kuby rozpruwacza.
- Rozciągam się, bo zawsze tak robię, kiedy mam doła! – Pogłębiam szpagat poprzeczny froterując przy okazji bawełnianymi majtkami czereśniowy parkiet, mocno obciągam palce u stóp i opadam klatką piersiową na podłogę. Zamieram w bezruchu, chyba nawet nie oddycham.
Leżę tak przez chwilę, ale ponieważ na mojej przyjaciółce nie robi to większego wrażenia, wstaję i podchodzę do pomalowanej na żółto ściany. Kolor wschodzącego słońca, jak określił to sprzedawca. Jak mogłam dać się tak nabrać? Przecież na pierwszy rzut oka widać, że to kolor dopalających się zniczy nagrobkowych! Że też wcześniej tego nie zauważyłam.
- Co robisz? – pyta, kiedy staję na rękach.
- Czekam, aż krew napłynie mi do głowy. Chcę umrzeć.
Emily wreszcie przerywa ćwiczenia i skupia na mnie swoją uwagę. Chwilę trwa w zamyśleniu po czym sięga po laptop, wchodzi na materac na wprost przeszklonej ściany i przyjmuje pozycję kwiatu lotosu pięknie prostując plecy.
- Siadaj – klepie miejsce obok siebie. Posłusznie robię, co mi każe, ale nie jestem lotosem tak strzelistym jak ona. Mam przygarbione plecy i opadnięte ramiona. Jestem lotosem smutnym. Podczas gdy Emily przeszukuje Internet – ja zagapiam się na widok za oknem. Jestem wdzięczna Charliemu, że pozwolił mi przeszklić ścianę w salce ćwiczeń od sufitu do podłogi. Widok na ogród okalający ten dom jest zjawiskowy o każdej porze roku. To przez ilość wielobarwnych drzew, krzewów i innych roślin, które od czasów, gdy zasadziła je babcia były pielęgnowane z maniakalną starannością przez wszystkich domowników. W tej chwili za oknem nieco pociemniało i pojawiły się pierwsze pojedyncze płatki puszystego śniegu. Otuliły zaskoczoną wczesnym, jak na tę porę roku, chłodem roślinność zamazując nieco wyrazistość krajobrazu. Paleta barw, pomimo gdzie niegdzie wciskającej się chłodnej szarości, pozostała pastelowa. Marzycielska? Nie, raczej melancholijna, jak w "Śniegu w Argenteuil" u Moneta. Czy Monet przeżywał miłosną tragedię malując ten obraz?
Siedzę więc pod nagrobkową ścianą salki treningowej pogrążona w nostalgii Moneta i czekam aż Emily doczyta o sztuce miłości to, czego ja być może nie doczytałam, przed feralną randką z moim chłopakiem.
- Widzisz Jane, co tu piszą? Robisz to powoli, może być całkiem płytko, byleby z wyczuciem, tak, żebyś też czerpała z tego przyjemność. Jeśli dodatkowo użyjesz magii rąk, dasz się ponieść fantazji wczuwając się w chwilę - niewielu mężczyzn będzie w stanie znieść takie bara bara. Efekt w każdym razie gwarantowany. Po co fundujesz sobie uduszenie przez zadławienie, skoro wiesz, że masz odruch wymiotny nawet przy myciu zębów szczoteczką?
- Chciałam wyjść na profesjonalistkę – mój głos przypomina jęki zza światów.
- Ty na profesjonalistę? Kogo chciałaś oszukać? Przecież ten facet dopiero co odebrał ci dziewictwo! – jasnobrązowe oczy Emilly zaraz wyskoczą z orbit.
- Uważasz, że w wieku dwudziestu dwóch lat miałam wciąż z tym zwlekać? A poza tym, nie puściłam się z pierwszym lepszym. Jesteśmy parą od trzech miesięcy – akcentuję dumnie ostatnie słowa.
- Taa…- kiwa głową - i od dwóch kombinujesz, jak to zgrabnie zakończyć. Jane, tu nie chodzi o czas, jak długo się znacie, ale o odpowiednią osobę.
- Przecież Paul jest cenionym lekarzem!
- Wiesz co … jesteś jednak durną krową! – Emilly zamyka laptop.
- Nie jestem! Skończyłam matmę na Harwardzie!
- A wiesz, że tam studiują same świry brylujące przez całe życie w jakiś popieprzonych światach całkowicie oderwanych od normalnej – poprawia sobie cycki w staniku - ludzkiej codzienności?
- A wiesz, że kostka Hilberta, taki sześcian jeden na jeden, w przestrzeni nieskończenie wymiarowej wygląda jak …
- … jak męskie narzędzie rozkoszy w stanie gotowości – wchodzi mi w pół słowa Emily-słyszałam to już ze sto razy.
- Nie tylko – nie daję za wygraną. – Wygląda też jak „Fuck You”- podnoszę rękę i pokazuję jej środkowy palec.


…………………………………………………………………………………………………

Siedem lat wcześniej
Niepotrzebnie składamy sobie te idiotyczne obietnice. Że trwamy przy sobie do końca. Czy tak się w ogóle da? Przecież to jest ponad ludzkie siły! Prze-ra-sta mnie to! Siedzę przy niej, moja salka jest za ścianą. Nie mam już łez, bo ryczałam całą noc, słysząc jak pielęgniarki do niej biegają. Jak mam więc sobie ulżyć? Przed trzema godzinami helikopter dostarczył kolejne dawki płytek, jej wyjątkowo rzadkiej grupy krwi, ale krwotoki nie ustały.
Jest taka bezbronna. Moja towarzyszka broni. Ma tyle lat co ja i wygląda jak moja siostra bliźniaczka. Wszystko przez tą trupią bladość cery, brunatne sińce pod oczami, obrzękniętą twarz, wychudzone ciało, głowę łysą jak kolano i brak rzęs. No i korki w nosie. Jeszcze wczorajszej nocy rozmawiałyśmy, miała świadomość, że przy niej trwam.
- Powiedział mi dzisiejszej nocy, żebym była spokojna, że nie umrę - uśmiechnęła się tak szeroko, jakby nagle kogoś zobaczyła, a jej twarz tak rozpromieniała, że moje serce na chwilę przestało bić.
- O czym ty mówisz, Barbara?
- O tobie też powiedział, że nie umrzesz. Będziemy obok … – wyszeptała resztkami sił.
- Kto Ci to powiedział ? – mój głos zadrżał z przerażenia,
Ale Barbara już nie odpowiedziała. To były jej ostatnie słowa. Zamknęła oczy i przechyliła głowę na bok. Zmarszczyła czoło, które po chwili pokryło się kroplami potu. Bardzo cierpiała.
To było wczoraj. Siedzę przy niej i patrzę na krzyż wiszący na przeciwległej ścianie. Czy mam go chwycić i połamać na kawałki? Ty! Wszystkomogący! Dlaczego nie dałeś jej szansy? Nie słyszałeś, jak co noc szlocha, jak szczerze wyznaje, że wszystkiego żałuje? Że już nigdy nie weźmie tego do ust. Nigdy się nie zaciągnie. Przecież upadła przez Ciebie! To Ty zabrałeś jej dwa lata temu ojca. Dlaczego jej nie pomogłeś?! Nie prosiła? Ale ja prosiłam! Błagałam, żebyś ją uleczył. Krzyczałam, kiedy nie chciałeś mnie wysłuchać. Ona nie jest taka jak ja. Jest cicha i skromna. Cierpiała posłuszna jak baranek. Chciała od Ciebie tylko dwóch dni. Dwa dni poprawy zdrowia, na ostatnie Święta Wielkanocne. Żeby spędzić je z matką w domu. Była gotowa wrócić do kliniki. Nie zamierzała Cię wykiwać jak Syzyf Tanatosa. Albo jak ja. Bo ja byłabym do tego zdolna. Byłabym zdolna do wszystkiego. Żeby tylko ją uratować.
Dzisiaj od rana o nic Cię już nie prosi. Jest nieprzytomna. Odzyskuje świadomość tylko od czasu do czasu, na kilka chwil. Kroplówka cały czas spływa do żył, a monitory z godziny na godzinę pokazują coraz więcej poziomych wykresów.
Przede mną przygarbione z bólu i rozpaczy plecy mamy Basi. Trwa pochylona nad córką, trzyma w dłoniach, jak najcenniejszy skarb, jej omdlałą dłoń. Tuli do ust i całuje. Cały czas rozmawia z Tobą. Jej opuchnięte od płaczu oczy wędrują co jakiś czas do krzyża. Pyta, dlaczego zabierasz jej jedyne dziecko, skoro dwa lata temu odebrałeś męża.
Nagle Basia otwiera oczy, mocuje się ze sobą starając się unieść głowę. Jakby się dławiła. Włączam przycisk przywołujący pielęgniarkę, bo wiem, że to już teraz. Tak samo było kilka tygodni temu z Demi. Kiedy Basia próbuje złapać powietrze i nie może - matka wpada w popłoch. Z jej ust wydobywa się żałosny, nieludzki lament. Wstaje, woła o pomoc. Odwraca się, jej przerażony, otumaniony wzrok zatrzymuje się na drzwiach.
- Siostro! Pomocy! – krzyczy - moja ukochana córeczka … - łapie się za głowę, jakby dopadł ją straszny ból. Próbuje wstać, ale traci równowagę, pada na podłogę. Nadbiega siostra, nie może pomóc, matka Basi straciła przytomność.
Barbara nie otwiera oczu, ale po drgawkach, w jakie wpada jej ciało widać, że się denerwuje. Chrząka, z kącika ust wypływa ślina. Stara się za wszelką cenę otworzyć oczy, niestety już nie może. Walczy. Wyciąga rękę, rozpaczliwie szuka dłoni matki. Ale panią Noelle właśnie wynoszą. Słyszę jęk Basi i widzę jej zawieszoną, błagającą dłoń. Chwytam ją. Na cierpiącej twarzy od razu maluje się cień ulgi. Uspokaja się. Nie trwa to długo. Po chwili zaciska mocniej moje palce. Jej pierś pręży się, po czym opada a plecy uderzają w materac łóżka. Ciało dostaje jeszcze większych drgawek. Nagle jej pierś tak mocno się wypina, jakby coś w niej urosło i gwałtownie opada, jakby się wyrwało. Jej oczy otwierają się szeroko i zastygają wpatrzone w nicość. Drobniutka, biała dłoń jest jeszcze długo ciepła zanim staje się zimna i sztywna.
- Kocham cię Basieńko – tylko tyle jestem w stanie wyszeptać.
Widzę, jak wyraz twarzy dziewczyny się zmienił. Jak nagle stałą się obcą osobą. Podobna do Barbary, ale to nie ona. Nie mogę oderwać wzroku od tej przemiany. Minął tak krótki czas, a ja już wiem. To nie jest Barbara. Patrzę na obcą osobę. Basi w tym ciele nie ma. Ale nie mogę odejść, pragnę być w tym miejscu. Dlaczego nie mam poczucia straty? Dlaczego chcę tu trwać i dlaczego nadal czuję obecność Barbary?
- Kochana Basieńko, powiedz mi, co się z nami stanie, kiedy pokona nas choroba?- pytam w myślach
- Będziemy obok – słyszę w głowie łagodne słowa, które Barbara wypowiedziała do mnie szeptem wczorajszej nocy.